poniedziałek, 16 września 2013

Żyzń parchata ( przepis na poczciwa polska grochowke )

- E, życie..!

- Czego!

- Nie mówi się „czego” tylko „proszę”.

- Ja kaloszy nie noszę.

- No weź nie rób sobie jaj, tylko słuchaj co do ciebie mówię!

- Nic nie słyszę, bo mam w uchu myszę.

- Życie, kurna, zaraz dam ci w ten głupi poniemiecki łeb! Słuchaj mnie do cholery no. Weź kajecik, ołówek i pisz..

- Wężykiem, wężykiem…

- Życie, ty mi tu z Dudkiem nie wyjeżdżaj… Normalnie grabisz sobie.

- Liście na taczkę..

- Noż piiiiiiii !!!!!!!!!!! Zachowuj się do cholery !!!!!!!!

- Czarownica.

- Przestań świrować, bo mnie zaraz trafi przysłowiowy polski jasny.

- Histeryczka.

- Nawet mnie nie denerwuj. Ostatnio masz mnie w dalekim poważaniu złośliwie rzucając mi kłody pod nogi.

- Bo cię nie lubię.

- Nie musisz, nie jestem zupą pomidorową.

- To czemu czynisz te wrzaski?

- Bo mam dość.

- Ba…. Nic na to nie poradzę.

- No aleś zagadało. A może wykaż tak minimum aktywności i chęci i wyprostuj choć jedną moją ścieżkę, bo błądzę. Tak dla jaj..

- Mam to gdzieś.

- Świnia nie życie.

- Świnia nie świinia idę spać.

- Podlec.

- Spadaj.

- Wiesz co życie? Niech cię szlag……………….. żyzń parchata….

****

Jeśli macie takiego doła energetycznego, to przyajmniej zróbcie sobie, jak lubicie oczywiście, grochówkę. Tę z przepisu poniżej robię od lat i jest moim daniem koncertowym. Nawet teściowa wyrażała zachwyt swego czasu.

Do przygotowania moje grochówki potrzeba (Proporcje na duuuży gar zupiszcza - jakieś 4 litry. Im większa porcja, tym lepiej, bo smak będzie bardziej intensywny i rasowy)
- 80 dkg podgardla lub boczku
- 80 dkg grochu łupanego
- ok 1 kg  ziemniaków
6 ząbków
- czosnek
- majeranek - 2 łyżki
- kminek solidna szczypta
- liść laurowy 2-3 sztuki
- 1 1/2 rosołu drobiowego z niedzieli ;)))) (lub 3 kostki warzywnego rosołu z kostki, jak komuś nie przeszkadza chemia)

Do dużego garnka wlewam rosół lub wodę + kostki) i wrzucam groch, przyprawy, czosnek i łyżkę soli or. Podpalam gaz.
Odkrajam tłustą część podgardla i wrzucam do garnka, resztę kroję w kosteczkę (chyba, że mi się nie chce, ale podsmażam, bo fajne są skwareczki na wierzchu zupy, mniam, i też wrzucam, znaczy wlewam z tłuszczukiem), .
Następnie żegnam Panią Zupę i idę sprzątać na przykład. Wpadnę tylko od czasu do czasu przemieszać, żeby nie przywarło.
Po jakiejś godzinie obieram ziemnaki, kroję w drobną kostkę, dosalam 1 łyżeczkę i gotuję następnę pół godziny.Potem wyłączam gaz i zostawiam. Optymalnym rozwiązaniem na całą noc, ale jak się nie da, przynajmniej na godzinę.
Pyyyycha!!!!!!!!!!!

I jaka konsystencja!!!!!

Foto wieczorem, bo zupka się robi dopiero.




poniedziałek, 9 września 2013

klopoty w roztopy ( jak zakonserwowac obuwie zeby nie przemakalo)

Impregnacja butów jest bardzo przydatna w okresie zimowych roztopów  i jesiennej pluchy, kiedy obuwie przemaka i odklejają się podeszwy. Impregnacja może być wykonana domowymi sposobami lub przy pomocy kupnych specyfików. Przeczytaj poniższe rady, a zapomnisz o problemach z przemakającym obuwiem.


- No to skończyło się lato, tralala, trzeba jakoś przeżyć tę traumę - westchnęła żałośnie Dorota i zagryzła smutek ciateczkiem cytrynowym - O, jaka pycha, sama piekłaś? Wyglądają na domowe.
- Nie. Pani Stasia. Rozpieszcza męża, żeby nie czuł się pokrzywdzony przez los.
- Pokrzywdzony przez los?
- Tak. Od tygodnia raczę rodzinę bezami.
- A co jest złego w bezach? - wybełkotała niewyraźnie mając pełne usta - Nie lubią?
- Lubią, ale nie uwielbiają. A ja tylko takie mogę jeść, więc robię. Znudziły im się. Dobra, zostawmy temat bezów i ciasteczek. Jak twoja kondycja finansowa po szkolnych zakupach.
- Wiesz, zerówka jeszcze nie morduje portfela.

- A, no tak. Za to średnia szkoła i owszem. Sam podręcznik Seniora do języka obcego osiem dych kosztował. Żegnajcie buty na jesień w tym miesiącu. Już nawet nie chodzi, że kupiłam je w zeszłym roku na wiosnę, aż taką modystką nie jestem, kupuję klasykę, która przetrwa i kilka lat. Tylko, żeby ta klasyka szła w parze z jakością. Za każdym razem kiedy padał deszcz, musiałam zabierać zapasowe skarpety do pracy. bez sensu.
- Klaudia, ale próbowałaś coś na to zaradzić?
- Niby co? Jaak buty przemakają na wylot, to znaczy, że nie są najlepszej jakości. Mylę się?

- Ciut. - Pani Stasia zmaterializowała się w drzwiach od kuchni - Przepraszam, ale było otwarte. Przyniosłam...
- Ciasteczka? - pisnęła Dorota
- Też - Pani Stasia wyjęła z torby pojemni pełny ciastek i postawiła przed szczęśliwą Dorotą (jak to mało do szczęścia nam potrzeba) - przyniosłam kawał schabu dla Klaudii, bo przecież dziewczyna coś jeść musi poza bezami, bułkami z twarogiem i miską zupy na wodzie.
- Ale ja...
- Dobrze, dobrze. A propos butów - pani Stasia sięgnęła do torby i wyciągnęła wyświechtany zeszyt, którego zawsze nosiła przy sobie na wypadek wybuchu trzeciej wojny światowej na przykład - mam tu kilka porad dla was, jak reanimować obuwie w okresie deszczowego kryzysu, co by nie zaliczyły zgonu, bo szkoda.


PORADY  PANI  STASI


Czasami myślimy, że jeśli kupimy obuwie ze skóry naturalnej, to uchroni nas to przed mokrymi stopami podczas roztopów. Nie jest to niestety do końca prawda.

SKÓRA, jak każdy materiał naturalny (także skóra ludzka), posiada właściwości higroskopijne. Oznacza to, że wchłania ona wodę, więc nigdy nie będzie ona w 100%  nieprzemakalna.
Dlatego obuwie skórzane, aby nie przepuszczało wody, powinno posiadać odpowiednią membranę zabezpieczającą przed przemakaniem oraz musi spełniać szereg odpowiednich norm produkcyjnych.
Jednak taką membranę stosuje się w szczególności w obuwiu trekingowym. Stosowanie membrany w obuwiu damskim kłóci się poniekąd z jego estetyką oraz z jego modnym wyglądem, dlatego w ich  produkcji nie stosuje się tego typu zabezpieczenia.
Nie pozostaje ci więc nic innego, jak zabezpieczać swoje buty przed wpływem niekorzystnych warunków na zewnątrz we własnym zakresie. Poniżej znajdziesz kilka propozycji sposobów na impregnację skórzanego obuwia.

Impregnacja: woskowanie

Wosk do impregnacji obuwia, położony na skórę około 12 godzin przed wyjściem, tworzy nieprzemakalną powierzchnię, a  wtarty w skórę buta palcami, pod wpływem ciepła dłoni, wnika w nią bardzo dobrze. Trzeba tylko pamiętać, aby ten zabieg wykonywać dzień przed wyjściem, bo dłonie potem jest ciężko je domyć.
Niewątpliwą zaletą wosku jest to, że po nałożeniu tworzy się na bucie nieprzemakalna warstwa. Jednak ten produkt ma także swoją wadę. Otóż wosk nie odżywia skóry buta, przez co staje się ona sucha, krucha i pęka co widać dopiero po czasie. Dlatego ten sposób jest dobry na raz, czy dwa. Permanentnie stosowany niszczy buty.

Impregnacja: natłuszczanie

Tłuszcz (w sklepach - „odżywiający tłuszcz do butów")nakłada się doskonale bez żadnego podgrzewania. Wystarczy poświęcić kilka minut na wsmarowanie i gotowe. Wnika głęboko w skórę i trzyma doskonale, a co najważniejsze odżywia skórę. Dodatkowo można się wspomóc olejem do skór, jeśli jest ona przesuszona. Dzieje się tak podgrzewając mokre buty w piekarniku, czy susząc je na kaloryferze, a także od zwykłego kontaktu z wodą.
Tłuszcz nadaje się nie tylko do impregnacji butów skórzanych, ale także do nubuku oraz skóry licowej, niestety nie może być używany do obuwia z zamszu.
Impregnacja: domowe sposoby
Buty skórzane można impregnować także zwykłym woskiem. Należy roztopić wosk ze świeczek i wcierać go w wyczyszczone i suche buty szczoteczką do zębów. Ten na pozór barbarzyński sposób jest całkiem, całkiem skuteczny.

Inną magiczną miksturę do impregnacji robimy w następujący sposób. Kostkę parafiny (do kupienia w każdej aptece) i olej roślinny wkładamy do garnka w proporcjach  i podgrzewamy na wolnym ogniu, aż do rozpuszczenia i połączenia składników. Szczoteczką nakładamy na buty i dokładnie wsmarowujemy.
Potem buty stawiamy przed nagrzany, otwarty piekarnik (najlepiej postawić na drzwiczkach). Pod wpływem ciepła taki impregnat lepiej wsiąka w skórę. Tylko uwaga. Buty mają „mieć" ciepło. Gorąca temperatura powoduje przesuszenie butów, co spowoduje szybkie ich pękanie. Można cały proces powtórzyć. Na koniec dobrze wypolerować.

sobota, 7 września 2013

mescy kosmici czyli za co kochamy wrazliwcow

Wrażliwy mężczyzna nie zawsze jest doceniany przez płeć piękną. Kobiety często chcą widzieć w facecie wysportowanego twardziela, nierzadko z grubym portfelem, lubiącego wakacyjną rozrywkę w świetnym towarzystwie. Dlatego uwodzenie takich mężczyzn to często misternie układana taktyka składająca się z gestów, spojrzeń, garderoby i miliona innych rzeczy. Jednak oprócz tego typu facetów po ziemi chodzą „kosmici”, którzy lubią poezję, dobrą prozę, kochają przyrodę, wierzą w ludzi. Czy można się zaprzyjaźnić z takim „osobnikiem”? 

- Mamo, daj mi 5 złotych - poprosił syn senior wysiadając z samochodu.
- O rany! - jęknęłam  wyjmując pieniądze z portfela  - Masz, tylko nie wydaj wszystkiego od razu w sklepiku.

Dziecko porwało monetę i pobiegło w kierunku szkoły rzucając pro forma „Fęks mama".

- Czyżbyś żałowała swojemu dziecku kieszonkowego? - spytała zaczepnie Dorota.
- Niee... Znowu zapomniałam odebrać z pralni żakiet Justyny. W portfelu mam kwitek.
- Justyna nie może go odebrać sama? - drążyła Doris, próbując jednocześnie wyjechać z zatłoczonego parkingu.
- Nie. Mieszka w Koszalinie. Będzie ci po drodze pralnia na Malczewskiego?
- Jasne. Zapnij pasy.

Dorota zatrzymała się przed samymi drzwiami, na których wisiała wielka kartka „dzisiaj pralnia czynna od 10.30 - przepraszamy".

- Chcesz czekać, czy wracamy? - spojrzała na zegarek. - Mamy jeszcze 15 minut.
- Poczekam. Chciałabym to dzisiaj załatwić, żeby pozbyć  się w końcu wyrzutów sumienia. Pożyczyłam ten żakiet od Justyny jakieś 3 lata temu, kiedy wracałyśmy wieczorem z parku. Na drugi dzień wyjechałam, potem ona wróciła do Koszalina. W zeszłym tygodniu robiłam gruntowne porządki w szafach i natknęłam się na niego. Pomyślałam, że go odświeżę  i wyślę jej w paczce
- Słuchaj, a Justyna nie przyjeżdża do rodziny od czasu do czasu, chociażby na święta?  Musisz jej ten żakiet wysyłać pocztą? Nie możesz jej go zanieść, kiedy tu przyjedzie?
- Nie. Wolę działać z zaskoczenia. Lubię widzieć ten błysk w oczach, czuć jak rośnie komuś wiara w człowieka.
- Co?!  Klaudia, ona mieszka w Ko-sza-li-nie!  Zasylabizowała Dorota. Jak Ty to chcesz zobaczysz?!
- Wystarczy, że sobie wyobrażę.
- Klaudia.... Ty wierzysz jeszcze w takie rzeczy? W takie wiary w ludzi i błyski w oczach?
- Wierzę. Dorota, ludzie chcą wierzyć w drugiego człowieka i zachwyca mnie fakt, że reagują afektywnie, kiedy utwierdzają się w przekonaniu, iż warto ufać ludziom.
- Mówisz, jakby życie było disneyowską bajką. Life is brutal, moja droga.
- Może uważasz, że to infantylizm, ale ja już kilka razy taki błysk w oczach widziałam.  Pamiętasz, jak ci opowiadałam o Hiszpanie Blazie? Tym, co wysyła mi każdego roku życzenia na święta?
- O tym sierocie z ćwiczeń z fonetyki, który nie grał z wami w karty, bo twierdził, że kłamstwo to grzech? Pamiętam.

- Dorota przestań kpić. Blaz był Katolikiem, przez duże K. Działał prężnie w jakiejś wspólnocie swojego kościoła. Przepełniony był radością życia, człowiek był dla niego KIMŚ. Była wrażliwym mężczyzną, ufał każdemu, kogo znał. Wad ludzkich starał się nie widzieć, za to dostrzegał i doceniał ludzkie zalety.
Lubiłam z nim rozmawiać. Był bardzo oczytany, ale nigdy nie dawał tego poznać komuś, kto zarabiał na chleb na zmywaku na przykład. Potrafił za to ująć tego kogoś chęcią nawiązania przyjaznego dialogu.

- Wiesz, mam pomysł. Zaproś go do siebie. Chętnie poznam to ludzkie zjawisko. Może i mnie wróci wiara w człowieka, jak ty to mówisz..
- Pomyślę. Słuchaj dalej. Pewnego razu stałam z nim w kolejce do dziekanatu, żeby okazać dowód wpłaty za czesne oraz poczynić wymagane formalności w celu kontynuacji nauki. Kolejka była długa, ale czas mi upływał na przyjemnej konwersacji. Tuż przed wejściem stwierdziłam, że wpłaciłam za mało pieniędzy, bo była podwyżka czesnego. Blaz nie zastanawiając się ani chwili wypisał mi czek na brakującą, niewąską sumę pieniędzy.

Byłam lekko zdeterminowana, więc czek przyjęłam, obiecałam dług oddać i poszłam do banku. Bank był nieczynny, więc wróciłam z powrotem  na uczelnię z niezrealizowanym czekiem w garści. Okazało się również, że podwyżka mnie nie dotyczyła i dodatkowe pieniądze nie były mi potrzebne. Jednak Blaza już na korytarzu nie było. Postanowiłam jakoś go odnaleźć.

- No ale po co? Przecież nie zrealizowałaś tego czeku.
- Nie zrealizowałam, ale byłam pewna, że chodzący z głową w chmurach Blaz prawdopodobnie nie zauważy, iż pieniędzy na koncie mu nie ubyło, bo nie przywiązywał wagi do tak przyziemnych spraw, jakimi są wyciągi z banku.
Na drugi dzień udałam się do jego kościoła. Tam miła pani mi powiedziała, że Blaz wrócił do Hiszpanii.
-  Tylko mi nie mów, że zdobyłaś jego adres i wysłałaś czek listem poleconym.
- Lepiej. Schowałam czek do portfela, żeby się nie zgubił i żebym miała go zawsze przy sobie tak na wszelki wypadek. I wyobraź sobie, że ponad dwa lata później wyszłam w pewną niedzielę na spacer do Parku Boulogne. Nagle spojrzałam przed siebie i aż przystanęłam ze zdziwienia. Na ławeczce siedział  Blaz.

-  Blaz! Cześć! Człowieku, tyle czasu minęło!
 Blaz wstał i przywitał się jak dżentelmen.
-  Blaz, co słychać? Nie widzieliśmy się z jakieś trzy lata!
-  Tak, byłem w Hiszpanii...
Zaczął opowiadać co się z nim działo. Był niby taki sam, ale nie widziałam już w jego oczach tej ciekawości, tego blasku. Uciekał ode mnie wzrokiem. W pierwszej chwili pomyślałam, że w jego życiu wydarzyło się coś przykrego.
- O rany....Blaz! - krzyknęłam nagle, bo dotarła nagle do mnie przyczyna tego chłodnego dystansu. - Blaz, przecież ja mam coś dla ciebie! Słuchaj, pamiętasz, pożyczyłeś mi pieniądze na czesne?
- Taaak - powiedział zgaszony.
- No więc Blaz, masz, oddaję ci to.
I wyjęłam z portfela wyświechtany już czek od niego.
 - Widzisz, nie zrealizowałam tego czeku. Proszę,  z powrotem ci go oddaję...

Wrażliwcy żyją także na Marsie

W naszej kulturze panuje stereotyp, że to kobieta, jako płeć piękna i słaba zarazem, ma prawo do wrażliwości. Mężczyzna wzruszać, ani tym bardziej płakać nie powinien, bo to by było objawem słabości emocjonalnej. Jednak u mężczyzn, tak jak u kobiet są twardziele, ale są i osobniki o wrażliwym sercu. Jeśli więc będąc na wakacjach spotkasz atrakcyjnego mężczyznę, wysportowanego i elokwentnego i nagle okaże się, że on wzrusza się losem bezpańskiego psa i śmietnikowego, głodnego kota, jeśli przygarnia trzech swoich kolegów, bo nagle musieli się wynieść ze swojego wynajętego mieszkania, czy jest wolontariuszem w schronisku dla bezdomnych, to nie znaczy, że ma jakiś defekt. Te sytuacje świadczą tylko o tym, że wierzy, że ludzie są dobrzy, a zwierzęta, to są stworzenia boże.

Kiedy spojrzałam w oczy Blaza oddając mu niezrealizowany czek, utwierdziłam się  w przekonaniu, że  jest wrażliwym człowiekiem o dobrym sercu. W jego oczach ujrzałam wielką, szczerą radość, iż utwierdził się w przekonaniu, że ludzie nie są źli... Natomiast ja czułam się tak, jakbym mu zwróciła zamiast pospolitego, bankowego czeku najcenniejszy skarb na ziemi.

Wrażliwy mężczyzna na wagę złota...

Zamiast więc omijać mężczyzn wrażliwców wielkich łukiem, spróbujmy ich zrozumieć. Wejdźmy na ich tory myślenia, aby móc pojąć świat tak jak oni. Będzie to na pewno wartościowe doświadczenie, bo  pokaże nam inny kontekst pojmowania relacji międzyludzkich.

Nie bójmy się zatrzymać, pomyśleć i zrozumieć inny sposób widzenia świata. Będziemy bogatsze i bardziej wartościowe. Jeśli okaże się po wakacjach, że TO NIE TEN, zyskajmy przyjaciela. Pamiętajmy o starej, sprawdzonej maksymie: traktujmy innych tak, jakbyśmy chcieli być traktowani. I nauczmy się szukać ciepła u mężczyzn.