niedziela, 21 czerwca 2015

" NIE TWOJA KOLEJ, KOBIETO!" CZYLI KARA ZA BRAK SILNEJ WOLI

Moje starsze dziecko w zeszłym miesiącu zafundowało nam stres oraz tak zwane koszty własne. Jednym słowem musiałam sobie opuścić szlaban na ogrodowe zakupy w czerwcu.
Ale wiecie jak to z nałogiem jest. Zerwać tak drastycznie z nim nie tak łatwo.

Trzymałam się dzielnie, aż do wczoraj. Będąc z mężem w Majsterku zamiast oglądać półki z farbami i innymi pędzlami, skoczyłam "na krzaki".
Niestety....
Bo tam akurat była świeżutka dostawa rhododendronów i azalii.

Dałabym radę się obejść smakiem, gdyby nie spryt szkółkarzy, którzy przetrzymując (tak mi się zdaje przynajmniej) krzewy w niskiej temperaturze, opóźniają ich kwitnienie do granic możliwości. I tak patrzyłam na nierozwinięte jeszcze pąki kwiatowe w kolorze karminowym, mających porę kwitnienia pod koniec maja staczając wewnętrzną walkę....

Mając nadzieję, że ten okaz, to taka marketowa sprowadzona z zagranicy jednorazówka, pierwszej polskiej zimy nie przetrzyma, sięgnęłam po komórkę, żeby wujek google łaskawie potwierdził moje przypuszczenia i w ten sposób będzie mi łatwiej odmówić sobie przyjemności zakupu tegoż.
Ale gdzie tam. Odmiana Nova Zembla jest jedną z najbardziej mrozoodpornych hodowanych w Polsce odmian.

Wielkie dzięki, Gogluś, naprawdę...

Opuchlaki! O! W marketach te rośliny masowo podżerają opuchlaki truskawkowce. Dopiero przepędziłam stado (tfu, tfu, żeby nie wróciły), nie mam zamiaru bawić się w wojnę z nimi dalej. Żelazny argument nie do pobicia.

Eeee, ani jeden listek niewszamany.

Więc co? No kupiłam. Się złamałam.

Przyjechałam do domu, wyjęłam krzak z bagażnika , przebrałam się w celu wsadzenia go do ziemi.
Wyjmuję roślinę z doniczki, patrzę, noż piiiiiiiiiiiiiii!!!!!!!!!!!!!!
Rodek był rozrośniętym krzakiem wszerz. Był. Bo patrzę, a tam jego jedna trzecia część zwisa na symbolicznym włosku.

Siadłam na tyłku na gołej ziemi, serce mi krwawi z żalu, kiedy patrzę na rozkraczoną roślinę i naglę... i nagle błysnęła mi w mózgu żarówka!

Gałąź ułamała się na skos, a na skos robi się zrazy drzew owocowych!
Oczywiście w życiu żadnego zraza nie robiłam. Włączyłam wiec wspomnienie jakiejś Mai w ogrodzie, gdzie mówiono o tej metodzie, więc póki pacjent jeszcze żył, krzyknęłam na syna, żeby mi rzucił przez okno szeroką taśmę klejącą i nożyczki, ja skoczyłam po sznurek.

W ten sposób reanimowałam krzak.




Bo jak takiego krzaka zmniejszyć wymiarowo o jedną trzecią?




Po skończonej operacji znalazłam w internecie info o metodzie. Jak się okazało, nieźle pamiętałam. nawet "moja metoda" ma określoną nazwę. Jest to:

Szczepienie „przez stosowanie

Metoda dająca dobre rezultaty, a stosowana w przypadku jednakowej grubości zrazów oraz podkładki ( niewielka średnica podkładki w miejscu szczepienia- do kilkunastu milimetrów średnicy). Zarówno na zrazie oraz podkładce wykonujemy jednakowej długości skośne cięcie (około 3 cm).  Na zrazie powinny znajdować się 3- 4 dobrze wykształcone pąki. Cięcie wykonujemy jednym zdecydowanym ruchem, tak aby miejsce cięcia charakteryzowało się gładką powierzchnią. Po połączeniu powinny tworzyć doskonale przylegającą całość. Jeżeli tak jest wiążemy rafią ogrodniczą i smarujemy maścią ogrodniczą. Posmarować należy także koniec zraza. Warto zaznaczyć, że w przypadku stosowania folii  Przy tej metodzie oba komponenty szczepienia stykają się sporą powierzchnią, dlatego możemy spodziewać się mocnego zrośnięcia.
Stosując metodę „przez stosowanie” pamiętajmy, że zabieg szczepienia należy wykonać jeszcze przed rozpoczęciem wegetacji roślin. 

Wizualnie to wygląda tak:


http://www.swiatkwiatow.pl/
(foto i info)


sobota, 2 maja 2015

PROSZE PAŃSTWA OTO KRZAK....

Jak to mówią - szewc bez butów chodzi...
Założyłam sobie blog, żeby móc sobie niezobowiązująco popisać. Żeby sobie twórczo pochodzić w kapciach, szlafroku, taka niedoczesana, nieumalowana.
No ale jak się okazało całą moją energię twórczą wykorzystuję na pisanie w magazynie, wyobraźnię na pijar jaki uprawiam w tym magazynie oraz na rzecz pewnej autorki, a czas jaki mi został spędzam na portalu społecznościowym pełniąc funkcję pijarki właśnie.

I tak blog sobie został sam w kącie. 
Ale przyszedł żal, tym bardziej, że niedługo będę musiała ograniczyć swoją pracę przy komputerze i przy książkach. I chciałabym móc wtedy spożytkować resztki sił wzrocznych na przyjemność, pasję.

A więc zaczynamy po raz kolejny.
Ale będzie tym razem inaczej. Na początku o moim nowym hobby. Ogrodniczym. O tworzeniu własnego ogrodu.
Pomysł założenia ogrodu na miejscu warzywnika oraz innych chaszczy, pozostałych jeszcze po poprzednim właścicielu zrodził się z konieczności. Mieszkam na terenie zalewowym. I choć powodzi nie ma co roku, to Wisła w okresach obfitych opadów rozlewa się na międzywale, a potem cofając się do koryta, pozostawia za sobą liczne kałuże w zagłębieniach i krzakach, a w nich miliardy komarów.

Wierzcie mi, że bywa, że w gorący letni dzień szło się pielić warzywa ubranym w polar, dresy i skarpetki. 
Nie wiem, może prawdą jest, że do komarów można się przyzwyczaić. Ja nie mogłam. I zaczęłam się poważnie zastanawiać nad "przekwalifikowaniem" sporego kawału ziemi, jaki miałam do dyspozycji. 

To było dwa lata temu.Myśli moje najpierw były nieśmiałe. Zupełnie nie wiedziałam od czego zacząć, poruszałam się jak dziecko we mgle. Jednak, bądź co bądź będąc terapeutą, tupnęłam na siebie nogą i wstrząsnęłam z całej siły: "Zamiast się zastanawiać ruski rok, zrób pierwszy krok."

Odpaliłam więc komputer i tak jak kupowałam sobie książki, ciuchy, spodnie, buty, meble - weszłam na allegro do działu ogród.


Nie powiem Wam, dlaczego mój wybór padł na mahonię. czym się kierowałam, nie bardzo kojarzę. Ale zapewne tym, że jej podstawowym walorem dekoracyjnym są zimozielone liście, które na brzegu są zaopatrzone w ostre kolce. Mimo, że generalnie to krzak zimozielony, to jesienią niewielka część liści  atrakcyjnie się przebarwia na czerwono i opada, te zaś, które nie opadły zimą przybierają ciemną, mahoniową barwę. Że jej wielką ozdobą są jaskrawożółte kwiaty kwitnące na przełomie maja i kwietnia. Że jej owoce mają kształt na niebiesko zabarwionych jagód i gałęzie są gęsto nimi obsypane przez wiele miesięcy prezentując się niezwykle efektownie.


Oto on. Mój Pierwszy Bohater Ogrodu - Mahonia.
A następnym razem Wam napiszę, jak się ona dzisiaj ma oraz o tym, jaki jest z niej pożytek.


Miłego dla Was :)


Moja PIERWSZA BOHATERKA. Dzisiaj ma jakieś 60 cm, ale kiedy ją kupowałam była niemowlakiem w pieluchach. Miała ze dwadzieścia centymetrów, może 25. 






wtorek, 7 stycznia 2014

co cie nie zabije to ...może pomysl sobie o wątrobie

Już w starożytności uważano, że wątroba jest najważniejszym narządem w organizmie. Wtedy wierzono, że jest siedzibą duszy. Dzisiaj wiemy, że jest najważniejszym laboratorium chemicznym. Ogólnie mówiąc spełnia ponad 500 funkcji w organizmie. Ale jak to w życiu bywa świadomość świadomością, a my i tak maltretujemy wątrobę bez litości…


Wczoraj w godzinach przedpołudniowych odwiedził mnie DRESZCZ.
Niemile widziany, bo namolny, bez moralnych skrupułów burzący wszelkie plany dnia.
Ale Klaudia Maksa wszak silną psychicznie kobietą jest.
Gościa zignorowałam i wyruszyłam do miasta.

A DRESZCZ za mną zaciągnął się jak dym.
I się zaczął perfidnie mścić.W ramach rewanżu. Pięknym za nadobne. Wszak grypa to nie żarcik.

Wysyłałam zatem smsy, które nie dochodziły tam gdzie trzeba, albo frunęły w kosmos.
Nie poznałam swojej Dobrej Znajomej, odpowiadając jej per pani.
Używałam soli do herbaty
I dokonałam jeszcze paru innych wyczynów, niekoniecznie wartych Waszej uwagi…..
Wreszcie  Dreszczem zaczęło mną rzucać po ścianach (co na ten wykwintny styl moja droga Magda S-J? ;), toteż dla zdrowia i bezpieczeństwa całej Rodziny oraz istnienia świata  połknęłam leczący-proszek-cud plus dwa panadole, położyłam się do łóżka i zgasłam.

O drugiej w nocy na moją bolącą głowę wlazł kot wyrywając mnie z chorego snu. Na jawie okazało się, że bardzo bolały mnie też mięśnie.
Zwlokłam się więc i zaczęłam szukać po ciemku procha przeciwbólowego .
Jest! Bingo! Całe pudełko dorodnego panacetamolu!
Dwie tabletki łyk.

Za dziesięć minut odrodziłam się na nowo. Z tej radości poczyniłam skruszone maile do poszkodowanych, połaziłam po necie i zrobiło mi się słabo.
No co. Przecież zachorowałam na grypę.

Rano rzuciłam okiem. Na pudełko Dorodnego Paracetamolu.
500 mg w sztuce
Wzięłam w nocy tych sztuk dwie.

Pare godzin wcześniej wypiłam rozpuszczony proszek z zawartością 500mg ibuprofenu z dwiema tabletkami panadolu.

Co czyni:
1000mg paracetamolu
500 mg ibuprofenu
400 mg panadolu
w ciągu sześciu godzin.

I żyję….
Jaki z tego morał?
„Złego diabli nie wezmą”

Żarty żartami, ale nie warto grypy ignorować. A macie jakieś rzetelne informacje na temat tej wrednej choroby, która nieleczona potrafi się zemścić trójnasób?

Jak nie, to służę wiedzą  tutaj:)

Natomiast dla tych, którzy tak jak ja bezlitośnie  masakrują swoją wątrobę łykając sto tabletek naraz w celu zabicia bólu, gorączki i innych demonów polecam garść praktycznych informacji jak zreanimować wątrobę :)

Ból wątroby oznacza zaburzenia jej funkcji. Przyczyną tego stanu rzeczy może być nie tylko wirusowe zapalenie wątroby, ale także nadużywanie leków, a nawet wdychanie szkodliwych związków chemicznych, np. farb lub środków owadobójczych, nie mówiąc już o kawie, alkoholu i dymie tytoniowym. Zmaltretować własną wątrobę możemy także brakiem umiaru w jedzeniu tłustych, smażonych, ciężkostrawnych posiłków. Dlatego po świętach nierzadko daje nam ona o sobie znać. Powiększa się z przepracowania, rozciąga otaczającą ją torebkę ochronną i napiera na sąsiednie organy. Stąd nieprzyjemne uczucie kłucia w boku czy rozpierania pod żebrami. Lepiej nie ignorować tych objawów i żeby uniknąć późniejszych problemów, zastosować się do kilku zaleceń.

Warto na jakiś czas ograniczyć kawę i alkohol oraz papierosy. Dobrze by było w ogóle z nich zrezygnować, ale to wcale nie jest takie proste. Sama wiem z własnego doświadczenia, jak „łatwo" rzucałam palenie.

Nie przejadaj się. Ale bez paniki. To nie jest tożsame z drastyczną dietą. Wystarczy, że będziesz jeść regularnie w ciągu dnia 4-5 niezbyt obfitych posiłków.

Zrezygnuj z potraw tłustych i smażonych, zwłaszcza na głębokim tłuszczu. Na pierwszy rzut oka może ci się wydawać, że jeśli zrezygnujesz z gulaszu, mielonych, schabowych, klopsików i innych fajnych rzeczy, nie będziesz miała dużego wyboru.

Jednak tak źle nie jest. Cenne dla wątroby jest białko, dlatego jedzenie mięsa jest jak najbardziej wskazane. Wybieraj jednak drób, chude ryby i cielęcinę - jadaj je gotowane na parze, duszone w sosie własnym lub pieczone w folii. Pij odchudzone mleko i napoje mleczne.  
Nie zapominaj o warzywach. Najlepiej, żeby 80 proc. codziennej porcji warzyw było gotowanych, a 20 proc. - surowych. Najbardziej wskazane są jarzyny, które zawierają przeciwutleniacze, kwas foliowy i witaminę C, np. sałata, marchew, brokuły, buraki.  
Regeneracji wątroby sprzyjają karczochy. Ich wyciąg wspomaga rozpuszczanie złogów żółciowych. Kupisz je w hipermarketach lub delikatesach. Wybieraj zwarte, ciężkie główki z dużymi i ciasno przylegającymi płatkami, uginającymi się lekko pod naciskiem palców. Uważaj, by nie kupić karczochów zbyt twardych i włóknistych.
Do tej samej rodziny (astrowatych) co karczoch należy ostropest plamisty, którego wyciąg czyli sylimaryna to składnik wielu leków na wątrobę. Dlatego warto mielone ziarna ostropestu stosować jako przyprawę.

Z owocami lepiej nie przesadzaj, choć sezonowe jagody, jabłka czy grejpfruty nie zaszkodzą. Jednak wątroba pełniej skorzysta z bogactwa zawartych w owocach witamin i soli mineralnych, jeżeli wyciśniesz z nich sok czy przyrządzisz mus.
Z umiarem używaj soli. Kiedyś spotkałam człowieka, który w ogóle nie używał soli. Dla mnie było to wtedy szczytem wyrzeczeń, ale ta osoba powiedziała mi coś, co spowodowało, że sama spróbowałam nie solić. Powiedziała, że przez jakiś czas wszystko wydaje się mdłe, ale z biegiem czasu odkrywa się delikatny, prawdziwy smak potraw. Zawzięłam się i rzeczywiście po pewnym czasie odkryłam te nowe „ukryte" smaki. 
Przyprawiaj potrawy ziołami. 
Ogranicz słodycze. Dotyczy to przede wszystkim ciast z masami oraz kupnych słodyczy z długim terminem ważności - chodzi tu o środki konserwujące. 
Jeśli masz dużą nadwagę, postaraj się schudnąć, ale nie stosuj drastycznej diety poniżej 1200 kcal, ani tym bardziej długotrwałych głodówek.

Pij herbatki ziołowe, ułatwiające trawienie i usprawniające czynność wątroby. 
Jeśli po tym okresie skruchy wobec wątroby, ta będzie dalej obrażona, skonsultuj się z lekarzem Żarty żartami, ale nie powinno się dopuścić do zrujnowania tego narządu, bo gorzko możemy tego potem żałować. 
Pomyślcie zatem o tym. Pozdrawiam i życzę miłego dnia. 



sobota, 4 stycznia 2014

jak wyczarowac przasny posiłek majac niewiele w lodowce

Dobry i treściwy obiad możesz zrobić mając nawet niewiele składników. Musisz się jedynie przekonać do prostych rozwiązań i nie bać się wykorzystywać pospolitych warzyw. Oto przepis na kapuśniak ze smażonymi ziemniakami z cebulą i kiełbasą - przykład na to, że można nawet przyjąć gości, nie mając nic konkretnego w lodówce.

- A, to jesteście niedaleko... Jakaś godzinka drogi...... Rozumiem, że zatrzymacie się u nas na obiad.....  Więc czekam, pa na razie......  - Dorota odłożyła słuchawkę z szerokim uśmiechem na ustach - Za godzinę przyjedzie mój brat z narzeczoną.
- Przepraszam, ale podobno miałaś jechać do hipermarketu, bo skończyły ci się zapasy..  - bezlitośnie zgasiłam radość koleżanki - A mogę wiedzieć jakie menu im zaproponujesz?
- Przaśne, kochana, przaśne - Dorota nie dała się zestresować - zamiast mi dokuczać pomóż mi obierać ziemniaki. I zadzwoń po Juniora, niech mi kupi główkę czosnku. Dam mu za to na loda.
- Ty mi dziecka nie przekupuj, tylko powiedz co ty kombinujesz?
- Kapuśniak ze smażonymi ziemniakami z cebulą i kiełbasą.
- Doris, ale ty naprawdę nie masz nic w lodówce poza kawałkiem boczku, końcówki rosołu z wczora, małego kawałka żółtego sera i laski kiełbasy.
- Wystarczy. Przecież mówię, że będzie to przaśny obiad, który zrobię z niewielu składników, a mianowicie
  • 2 kg ziemniaków
  • 1/2 kapusty kiszonej
  • 30-40 dkg boczku
  • 1 kiełbasy
  • 12 cebul
  • kawałka sera żółtego oraz
  • główki czosnku
Obierz ziemniaki i wrzuć do osolonej wody, niech sie gotują.
Ja tymczasem do resztki rosołu wleję odpowiednią ilość wody (żeby starczyło na 5-6 porcji zupy), wsypię liscie laurowe, kminek i podpalę gaz niech się zagotuje.

Na patelnię wrzucę pokrojony w kosteczkę boczek i jedną cebulę. Kiedy się stopi dodam łyżkę smalcu i wrzucę na to przepłukaną z kwaśnej wody kiszoną kapustę. Będę ją smażyć, mieszając od czasu do czasu.
Kiedy kapusta zmięknie i zrobi się lekko brązowa wrzucę ją do garnka z rosołem z wodą i dodam pół główki czosnku. Na małej patelni "usmażę" bez tłuszczu dwie łyżki mąki na złoto i dodam do zupy. Potem zostawię garnek na małym ogniu, żeby składniki się przegryzły.
Obiorę resztę cebuli, pokroję na połówki a potem te połówki na cieniutkie plasterki.

Na patelni rozpuszczę trochę oleju, wsypię cebulę, posolę, będę mieszać od czasu dusząc pod przykryciem na złoto, mieszając od czasu do czasu oczywiście.

Kiedy ziemniaki się ugotują od razu ubiję je ze zmiażdżonymi dwoma ząbkami czosnku i żółtkiem.
Na wysokiej patelni przysmażę lekko pokrojoną w kostkę kiełbasę. Na to wyłożę połowę ubitych ziemniaków, następnie wyłożę równomiernie uduszoną cebulę, następnie drugą warstwę ziemniaków, a na końcu starty ser (ser może być, ale nie musi). Wszystko zasmażę na patelni do momentu powstania lekkiej skorupki na spodzie.

Kapuśniak podajemy na głębokim talerzu, a zapiekane ziemniaki obok na małym. I proszę, jaki mamy fajny obiad!

środa, 18 grudnia 2013

starcie z mopem czyli sztuka mycia roslin doniczkowych

Właśnie skończyłam zmywać mopem podłogę na klatce schodowej, kiedy zadzwonił telefon. Przeczuwając kto dzwoni i w jakiej sprawie pomknęłam na górę, żeby zdążyć odebrać.
Rozmowie z przyjaciółką oddałam się bez reszty, toteż sprawy przyziemne odfrunęły ze świadomości jak ptaki.
Nie czułam głodu, chłodu a świat złapał wymiar metafizyczny.
I tak minęła godzinka………
Potem było samo życie. Z jego prozą i życiowym metabolizmem…

- Klaudia, byłaś w sklepie?- zapytał z niepokojem małżonek osobisty
- Byłam.
- To od dzisiaj nie używamy cukru?
- No co ty? Cukier się skończył?
- Life is brutal, moja droga. Jadę do miasta, przy okazji zajrzę do sklepu. Pa.

Zamknęły się drzwi a otworzyła się twarz.
- Taż chol#$%^#&^%&*^&, weź to ustrojstwo spod drzwi!!!!!

Od urodzenia byłam upierdliwa i na „wojskowe rozkazy” nie reagowałam, implikując nerwicę na tym tle najpierw u rodziców, potem u siostry, teraz u męża
I tak wiaderko z wodą na klatce zostało.

Na drugi dzień Juniora dopadła gorączka i ból gardła, toteż głowę moją zaprzątnęła nad nim opieka.
W domu zapadła chora cisza. Nagle
trzask, łuup oraz wymowne:

- %%^%(%^*&*&&*&**&&*&*&&*&*&&)&+_+)+&^%%^#$ !!!!!!! pozdrowił mnie małżonek wchodząc na mopa.

„O kurde, wiadro… Zapomniałam…..”
Poczuła się głupio.

Dzisiaj mąż wrócił ze sklepu, wiadra przy drzwiach nie było.
- I co mężu? Zauważyłeś jakieś zmiany na klatce?
- Yyyyyy, nieeee, a co?
- Złośliwiec paskudny!
- Ale o co chodzi?!
- No jak to o co? Wiadra nie ma !!!!!!

Dzisiaj nie ma, jutro myję kwiatki. ..... Umiecie myć kwiatki? No co? Że niby głupie pytanie zadaję.
Własnie nie takie głupie, mili moi.

Oto sztuka mycia kwiatków doniczkowych


Obowiązkowo przed „kąpielą"

Zanim zaczniesz właściwą czynność, najpierw musisz pozbyć się z liści kurzu, w przeciwnym razie w połączeniu z wodą łatwo zamieni się on w błoto. W przypadku dużych roślin kurz usuwa się  specjalną szczotką z piór lub tworzywa sztucznego. Do usuwania kurzu z małych roślin świetnie nadje się mały fotograficzny pędzelek  z pompką, albo pędzelek do malowania.

Dla małych i malutkich

Rośliny o drobnych, ale mocnych listkach powinny być czyszczone przez spryskiwanie. Pamiętaj jednak, by nie pozostawić na nich kropelek wody, zwłaszcza jeśli kwiatki doniczkowe stoją na parapecie okna od strony południowej.

Małe rośliny, których liście są  pokryte włoskami nie powinnaś myć za pomocą rozpylacza, gdyż są one zbyt delikatne. Umyć je możesz poprzez zanurzanie. Uchwyć mocno doniczkę, ściskając łodyżkę pomiędzy palcami i jednocześnie przytrzymując dłonią ziemię. Następnie roślinę  obróć korzeniami do góry, zanurz we wcześniej przygotowanym wiadrze z letnia wodą i delikatnie nią zamieszaj. Usunięte wtedy zostaną kurz i nieżywe insekty, a roślina nabierze świeżego blasku. Gdy jest bardzo brudna, do wody dodaj odrobinę szarego mydła. Po umyciu nie zapomnij wypłukać roślinki w letniej wodzie.

Dla dużych prysznic rasowy

Jeśli twoje duże kwiatki doniczkowe o grubych, mięsistych liściach nie są bardzo brudne, przetrzyj ich liście wilgotną szmatką. Podczas tej czynności przytrzymuj liście dłonią od spodu. Ale kiedy  uważasz, że rośliny są jednak bardzo brudne możesz je obmyć, spryskując je prysznicem w łazience. Kwiaty ustaw w wannie lub brodziku. Wcześniej umieść w ich odpływie specjalne sitko, gdyż podczas tego zabiegu część ziemi z doniczek może zostać wypłukana przez wodę i zatkać rury odpływowe.

Aby uniknąć zbytniego nawilgocenia ziemi w doniczkach przykryj  je foliowymi woreczkami. Pozwoli to także na dokładniejsze spryskiwanie liści bez obawy wypłukania dużej ilości ziemi.

Używaj wody letniej i niezbyt silnego jej strumienia, gdyż może on zniszczyć nowo zawiązujące się pędy.
Regularne kąpiele pomogą usunąć kurz i martwe insekty z powierzchni kwiatków doniczkowych. Zabiegi tego typu najlepiej jest wykonywać na początku dnia, by pozostawić roślinom czas na obeschnięcie. Powinny schnąć w dość przewiewnym miejscu, lecz nie w przeciągu.

piątek, 13 grudnia 2013

słodycz dla bogow czyli ratunkowy blok czekoladowy

Oto przepis na domowej roboty blok czekoladowy, który sprawi, że w trudnych momentach poczujesz się o niebo lepiej jedząc coś tak pysznego lub umili życie znękanemu nauką dziecku.. Zamiast więc biec do sklepu po kolejną ulubioną tabliczkę, zrób ją sama!

- Mamoooo! – rozległ się w przedpokoju krzyk Juniora szeptem teatralnym.
- Czy dzisiaj w końcu dacie mi się skupić na pracy?! – odpowiedziałam dźwięcznym i donośnym glosem, tak dla kontrastu.
- Oj mamooo, nie marnuj czasu na czcze gadanie, tylko chodź i zobacz ja śpi Senior

Poszłam i zobaczyłam. Poduszkę opartą o ścianę, Seniora opartego o poduszkę i „Mitlogię” Parandowskiego opartą o Seniora. 
Po czym tknęłam „Mitologię”, która opadła i tknęła Seniora, który opadł również i ściągnął za sobą poduszkę.

Efekt domina.

Dzisiaj rano przy śniadaniu zagaiłam lekko ironicznie:

- Synu, ile stron wczoraj przeczytałeś?
- Z jakieś 17.
- Toś zaszalał….

- No weź…. przecież to jest jak książka telefoniczna, nie da się czytać normalnie…. – odpowiedział Senior a ja padłam na te słowa zabita na miejscu.

I tak sobie myślę i myślę, i nachodzą mnie różne psie myśli. Może jednak dać szansą Parandowskiemu. Umilę więc czytanie dziecku-zniechęconemu...

...  blokiem czekoladowym domowej roboty (pycha!!!)

Blok czekoladowy - składniki:

35 dag czekolady deserowej (czyli 3,5 tabliczki, 0,5 zjadamy podczas roboty, żeby nas nie kusiło)
1 i 1/3  szklanki śmietany kremówki (czyli ze dwa kubki małe, po150 ml)
20 dag herbatników petitków (bez czekolady rzecz jasna)
10 dag rodzynek lub innych owoców tudzież sparzonych, rozdrobnionych (ale nie na miazgę) orzechów włoskich
1 łyżka rumu lub innego aromatycznego alkoholu (wersja hard dla dorosłych)

Blok czekoladowy - sposób przygotowania:
Śmietanę mocno podgrzewamy, wrzucamy połamaną czekoladę i mieszamy do roztopienia. Studzimy i schładzamy w lodówce. Potem ubijamy z rumem na puszystą masę. Wsypujemy rodzynki, czy co tam chcemy i połamane herbatniki (część łamiemy na większe kawałki, a resztę całkiem rozkruszamy).
Masę wlewamy do foremki wyłożonej folią aluminiową. Wstawiamy do lodówki na co najmniej 6 godzin. Najlepiej na  noc.
Nasza czekolada może nie być zupełnie twarda, ale... ale czy to ważne...? ;)

czwartek, 12 grudnia 2013

piernik niepiernik czyli swieta z dzieckiem

Każde dziecko lubi coś tworzyć. A kiedy zrobione przez niego dzieło jest doceniane, wtedy na pewno zrobi to na nim ogromne wrażenie i zaprocentuje gotowością do nowych wyzwań. Przy okazji świąt proponuję wam przepis na ciasto, które niemal od początku do końca mogą zrobić wasze pociechy. oto przepis na piernik - niepiernik.

- Cześć. Mam dzisiaj wolne przedpołudnie, może pójdziesz ze mną do sklepu meblowego? Doradzisz mi z tym łóżkiem.... - odezwała się prosząco sąsiadka Dorota.
- Może nie w tej chwili. Dzieci pieką piernik i wolałabym na wszelki wypadek pozostać w pobliżu placu boju.
- W południe może być? Nawet lepiej, bo o tej porze zazwyczaj jest dużo mniejszy ruch w sklepach. Ale muszę dzisiaj kupić to łózko choćby nie wiem co, bo się w końcu pode mną...... Czekaj, co robią chłopaki?! Piernik? Czy ty nie przesadzasz z tym przysposobieniem do życia w rodzinie? Przecież to skomplikowane ciasto! - zapaliła się Dorota
- Spokojnie. To Piernik - Niepiernik. Robi się go tak prosto, jak te twoje ulubione ciasta z torebki. Ale jaka radość z "czynienia"!
- No a miód i inne bajery? - Dorota najwyraźniej szukała słabego punktu w procesie tworzenia.
- Nie ma żadnego miodu. Właśnie na tym polega dowcip, że ciasto smakuje jak piernik, a piernikiem nie jest.
- O matko, to jakie  dodajesz składniki?

Przepis na piernik - niepiernik
Składniki:
2 szklanki mąki
1 szklanka cukru
1 szklanka mleka
1/2 rozpuszczonej i ostudzonej margaryny
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka cynamonu (mogą być 2, jak kto lubi intensywny smak)
2 łyżki kakao
1 jajko

- No i? - Dorota z uporem drążyła dziurę w całym.
- No i wrzucasz to wszystko do malaksera, mieszasz na jednolitą masę i wylewasz na małą blachę wysmarowaną tłuszczem i posypaną mąką (albo jak tam robisz po swojemu, papier itp). Nagrzewasz piekarnik na 180 stopni i pieczesz, aż boki odejdą od blachy i ciasto na wierzchu pęknie wzdłuż.
- Nie wmówisz mi, że takie COŚ smakuje jak piernik?!
- Kochana. Dodaj jeszcze garść rodzynek, możesz po upieczeniu przeciąć i posmarować powidłami.
Bomba!
P.S.
Bo to ciasto naprawdę smakuje jak piernik.

poniedziałek, 16 września 2013

Żyzń parchata ( przepis na poczciwa polska grochowke )

- E, życie..!

- Czego!

- Nie mówi się „czego” tylko „proszę”.

- Ja kaloszy nie noszę.

- No weź nie rób sobie jaj, tylko słuchaj co do ciebie mówię!

- Nic nie słyszę, bo mam w uchu myszę.

- Życie, kurna, zaraz dam ci w ten głupi poniemiecki łeb! Słuchaj mnie do cholery no. Weź kajecik, ołówek i pisz..

- Wężykiem, wężykiem…

- Życie, ty mi tu z Dudkiem nie wyjeżdżaj… Normalnie grabisz sobie.

- Liście na taczkę..

- Noż piiiiiiii !!!!!!!!!!! Zachowuj się do cholery !!!!!!!!

- Czarownica.

- Przestań świrować, bo mnie zaraz trafi przysłowiowy polski jasny.

- Histeryczka.

- Nawet mnie nie denerwuj. Ostatnio masz mnie w dalekim poważaniu złośliwie rzucając mi kłody pod nogi.

- Bo cię nie lubię.

- Nie musisz, nie jestem zupą pomidorową.

- To czemu czynisz te wrzaski?

- Bo mam dość.

- Ba…. Nic na to nie poradzę.

- No aleś zagadało. A może wykaż tak minimum aktywności i chęci i wyprostuj choć jedną moją ścieżkę, bo błądzę. Tak dla jaj..

- Mam to gdzieś.

- Świnia nie życie.

- Świnia nie świinia idę spać.

- Podlec.

- Spadaj.

- Wiesz co życie? Niech cię szlag……………….. żyzń parchata….

****

Jeśli macie takiego doła energetycznego, to przyajmniej zróbcie sobie, jak lubicie oczywiście, grochówkę. Tę z przepisu poniżej robię od lat i jest moim daniem koncertowym. Nawet teściowa wyrażała zachwyt swego czasu.

Do przygotowania moje grochówki potrzeba (Proporcje na duuuży gar zupiszcza - jakieś 4 litry. Im większa porcja, tym lepiej, bo smak będzie bardziej intensywny i rasowy)
- 80 dkg podgardla lub boczku
- 80 dkg grochu łupanego
- ok 1 kg  ziemniaków
6 ząbków
- czosnek
- majeranek - 2 łyżki
- kminek solidna szczypta
- liść laurowy 2-3 sztuki
- 1 1/2 rosołu drobiowego z niedzieli ;)))) (lub 3 kostki warzywnego rosołu z kostki, jak komuś nie przeszkadza chemia)

Do dużego garnka wlewam rosół lub wodę + kostki) i wrzucam groch, przyprawy, czosnek i łyżkę soli or. Podpalam gaz.
Odkrajam tłustą część podgardla i wrzucam do garnka, resztę kroję w kosteczkę (chyba, że mi się nie chce, ale podsmażam, bo fajne są skwareczki na wierzchu zupy, mniam, i też wrzucam, znaczy wlewam z tłuszczukiem), .
Następnie żegnam Panią Zupę i idę sprzątać na przykład. Wpadnę tylko od czasu do czasu przemieszać, żeby nie przywarło.
Po jakiejś godzinie obieram ziemnaki, kroję w drobną kostkę, dosalam 1 łyżeczkę i gotuję następnę pół godziny.Potem wyłączam gaz i zostawiam. Optymalnym rozwiązaniem na całą noc, ale jak się nie da, przynajmniej na godzinę.
Pyyyycha!!!!!!!!!!!

I jaka konsystencja!!!!!

Foto wieczorem, bo zupka się robi dopiero.




poniedziałek, 9 września 2013

klopoty w roztopy ( jak zakonserwowac obuwie zeby nie przemakalo)

Impregnacja butów jest bardzo przydatna w okresie zimowych roztopów  i jesiennej pluchy, kiedy obuwie przemaka i odklejają się podeszwy. Impregnacja może być wykonana domowymi sposobami lub przy pomocy kupnych specyfików. Przeczytaj poniższe rady, a zapomnisz o problemach z przemakającym obuwiem.


- No to skończyło się lato, tralala, trzeba jakoś przeżyć tę traumę - westchnęła żałośnie Dorota i zagryzła smutek ciateczkiem cytrynowym - O, jaka pycha, sama piekłaś? Wyglądają na domowe.
- Nie. Pani Stasia. Rozpieszcza męża, żeby nie czuł się pokrzywdzony przez los.
- Pokrzywdzony przez los?
- Tak. Od tygodnia raczę rodzinę bezami.
- A co jest złego w bezach? - wybełkotała niewyraźnie mając pełne usta - Nie lubią?
- Lubią, ale nie uwielbiają. A ja tylko takie mogę jeść, więc robię. Znudziły im się. Dobra, zostawmy temat bezów i ciasteczek. Jak twoja kondycja finansowa po szkolnych zakupach.
- Wiesz, zerówka jeszcze nie morduje portfela.

- A, no tak. Za to średnia szkoła i owszem. Sam podręcznik Seniora do języka obcego osiem dych kosztował. Żegnajcie buty na jesień w tym miesiącu. Już nawet nie chodzi, że kupiłam je w zeszłym roku na wiosnę, aż taką modystką nie jestem, kupuję klasykę, która przetrwa i kilka lat. Tylko, żeby ta klasyka szła w parze z jakością. Za każdym razem kiedy padał deszcz, musiałam zabierać zapasowe skarpety do pracy. bez sensu.
- Klaudia, ale próbowałaś coś na to zaradzić?
- Niby co? Jaak buty przemakają na wylot, to znaczy, że nie są najlepszej jakości. Mylę się?

- Ciut. - Pani Stasia zmaterializowała się w drzwiach od kuchni - Przepraszam, ale było otwarte. Przyniosłam...
- Ciasteczka? - pisnęła Dorota
- Też - Pani Stasia wyjęła z torby pojemni pełny ciastek i postawiła przed szczęśliwą Dorotą (jak to mało do szczęścia nam potrzeba) - przyniosłam kawał schabu dla Klaudii, bo przecież dziewczyna coś jeść musi poza bezami, bułkami z twarogiem i miską zupy na wodzie.
- Ale ja...
- Dobrze, dobrze. A propos butów - pani Stasia sięgnęła do torby i wyciągnęła wyświechtany zeszyt, którego zawsze nosiła przy sobie na wypadek wybuchu trzeciej wojny światowej na przykład - mam tu kilka porad dla was, jak reanimować obuwie w okresie deszczowego kryzysu, co by nie zaliczyły zgonu, bo szkoda.


PORADY  PANI  STASI


Czasami myślimy, że jeśli kupimy obuwie ze skóry naturalnej, to uchroni nas to przed mokrymi stopami podczas roztopów. Nie jest to niestety do końca prawda.

SKÓRA, jak każdy materiał naturalny (także skóra ludzka), posiada właściwości higroskopijne. Oznacza to, że wchłania ona wodę, więc nigdy nie będzie ona w 100%  nieprzemakalna.
Dlatego obuwie skórzane, aby nie przepuszczało wody, powinno posiadać odpowiednią membranę zabezpieczającą przed przemakaniem oraz musi spełniać szereg odpowiednich norm produkcyjnych.
Jednak taką membranę stosuje się w szczególności w obuwiu trekingowym. Stosowanie membrany w obuwiu damskim kłóci się poniekąd z jego estetyką oraz z jego modnym wyglądem, dlatego w ich  produkcji nie stosuje się tego typu zabezpieczenia.
Nie pozostaje ci więc nic innego, jak zabezpieczać swoje buty przed wpływem niekorzystnych warunków na zewnątrz we własnym zakresie. Poniżej znajdziesz kilka propozycji sposobów na impregnację skórzanego obuwia.

Impregnacja: woskowanie

Wosk do impregnacji obuwia, położony na skórę około 12 godzin przed wyjściem, tworzy nieprzemakalną powierzchnię, a  wtarty w skórę buta palcami, pod wpływem ciepła dłoni, wnika w nią bardzo dobrze. Trzeba tylko pamiętać, aby ten zabieg wykonywać dzień przed wyjściem, bo dłonie potem jest ciężko je domyć.
Niewątpliwą zaletą wosku jest to, że po nałożeniu tworzy się na bucie nieprzemakalna warstwa. Jednak ten produkt ma także swoją wadę. Otóż wosk nie odżywia skóry buta, przez co staje się ona sucha, krucha i pęka co widać dopiero po czasie. Dlatego ten sposób jest dobry na raz, czy dwa. Permanentnie stosowany niszczy buty.

Impregnacja: natłuszczanie

Tłuszcz (w sklepach - „odżywiający tłuszcz do butów")nakłada się doskonale bez żadnego podgrzewania. Wystarczy poświęcić kilka minut na wsmarowanie i gotowe. Wnika głęboko w skórę i trzyma doskonale, a co najważniejsze odżywia skórę. Dodatkowo można się wspomóc olejem do skór, jeśli jest ona przesuszona. Dzieje się tak podgrzewając mokre buty w piekarniku, czy susząc je na kaloryferze, a także od zwykłego kontaktu z wodą.
Tłuszcz nadaje się nie tylko do impregnacji butów skórzanych, ale także do nubuku oraz skóry licowej, niestety nie może być używany do obuwia z zamszu.
Impregnacja: domowe sposoby
Buty skórzane można impregnować także zwykłym woskiem. Należy roztopić wosk ze świeczek i wcierać go w wyczyszczone i suche buty szczoteczką do zębów. Ten na pozór barbarzyński sposób jest całkiem, całkiem skuteczny.

Inną magiczną miksturę do impregnacji robimy w następujący sposób. Kostkę parafiny (do kupienia w każdej aptece) i olej roślinny wkładamy do garnka w proporcjach  i podgrzewamy na wolnym ogniu, aż do rozpuszczenia i połączenia składników. Szczoteczką nakładamy na buty i dokładnie wsmarowujemy.
Potem buty stawiamy przed nagrzany, otwarty piekarnik (najlepiej postawić na drzwiczkach). Pod wpływem ciepła taki impregnat lepiej wsiąka w skórę. Tylko uwaga. Buty mają „mieć" ciepło. Gorąca temperatura powoduje przesuszenie butów, co spowoduje szybkie ich pękanie. Można cały proces powtórzyć. Na koniec dobrze wypolerować.

sobota, 7 września 2013

mescy kosmici czyli za co kochamy wrazliwcow

Wrażliwy mężczyzna nie zawsze jest doceniany przez płeć piękną. Kobiety często chcą widzieć w facecie wysportowanego twardziela, nierzadko z grubym portfelem, lubiącego wakacyjną rozrywkę w świetnym towarzystwie. Dlatego uwodzenie takich mężczyzn to często misternie układana taktyka składająca się z gestów, spojrzeń, garderoby i miliona innych rzeczy. Jednak oprócz tego typu facetów po ziemi chodzą „kosmici”, którzy lubią poezję, dobrą prozę, kochają przyrodę, wierzą w ludzi. Czy można się zaprzyjaźnić z takim „osobnikiem”? 

- Mamo, daj mi 5 złotych - poprosił syn senior wysiadając z samochodu.
- O rany! - jęknęłam  wyjmując pieniądze z portfela  - Masz, tylko nie wydaj wszystkiego od razu w sklepiku.

Dziecko porwało monetę i pobiegło w kierunku szkoły rzucając pro forma „Fęks mama".

- Czyżbyś żałowała swojemu dziecku kieszonkowego? - spytała zaczepnie Dorota.
- Niee... Znowu zapomniałam odebrać z pralni żakiet Justyny. W portfelu mam kwitek.
- Justyna nie może go odebrać sama? - drążyła Doris, próbując jednocześnie wyjechać z zatłoczonego parkingu.
- Nie. Mieszka w Koszalinie. Będzie ci po drodze pralnia na Malczewskiego?
- Jasne. Zapnij pasy.

Dorota zatrzymała się przed samymi drzwiami, na których wisiała wielka kartka „dzisiaj pralnia czynna od 10.30 - przepraszamy".

- Chcesz czekać, czy wracamy? - spojrzała na zegarek. - Mamy jeszcze 15 minut.
- Poczekam. Chciałabym to dzisiaj załatwić, żeby pozbyć  się w końcu wyrzutów sumienia. Pożyczyłam ten żakiet od Justyny jakieś 3 lata temu, kiedy wracałyśmy wieczorem z parku. Na drugi dzień wyjechałam, potem ona wróciła do Koszalina. W zeszłym tygodniu robiłam gruntowne porządki w szafach i natknęłam się na niego. Pomyślałam, że go odświeżę  i wyślę jej w paczce
- Słuchaj, a Justyna nie przyjeżdża do rodziny od czasu do czasu, chociażby na święta?  Musisz jej ten żakiet wysyłać pocztą? Nie możesz jej go zanieść, kiedy tu przyjedzie?
- Nie. Wolę działać z zaskoczenia. Lubię widzieć ten błysk w oczach, czuć jak rośnie komuś wiara w człowieka.
- Co?!  Klaudia, ona mieszka w Ko-sza-li-nie!  Zasylabizowała Dorota. Jak Ty to chcesz zobaczysz?!
- Wystarczy, że sobie wyobrażę.
- Klaudia.... Ty wierzysz jeszcze w takie rzeczy? W takie wiary w ludzi i błyski w oczach?
- Wierzę. Dorota, ludzie chcą wierzyć w drugiego człowieka i zachwyca mnie fakt, że reagują afektywnie, kiedy utwierdzają się w przekonaniu, iż warto ufać ludziom.
- Mówisz, jakby życie było disneyowską bajką. Life is brutal, moja droga.
- Może uważasz, że to infantylizm, ale ja już kilka razy taki błysk w oczach widziałam.  Pamiętasz, jak ci opowiadałam o Hiszpanie Blazie? Tym, co wysyła mi każdego roku życzenia na święta?
- O tym sierocie z ćwiczeń z fonetyki, który nie grał z wami w karty, bo twierdził, że kłamstwo to grzech? Pamiętam.

- Dorota przestań kpić. Blaz był Katolikiem, przez duże K. Działał prężnie w jakiejś wspólnocie swojego kościoła. Przepełniony był radością życia, człowiek był dla niego KIMŚ. Była wrażliwym mężczyzną, ufał każdemu, kogo znał. Wad ludzkich starał się nie widzieć, za to dostrzegał i doceniał ludzkie zalety.
Lubiłam z nim rozmawiać. Był bardzo oczytany, ale nigdy nie dawał tego poznać komuś, kto zarabiał na chleb na zmywaku na przykład. Potrafił za to ująć tego kogoś chęcią nawiązania przyjaznego dialogu.

- Wiesz, mam pomysł. Zaproś go do siebie. Chętnie poznam to ludzkie zjawisko. Może i mnie wróci wiara w człowieka, jak ty to mówisz..
- Pomyślę. Słuchaj dalej. Pewnego razu stałam z nim w kolejce do dziekanatu, żeby okazać dowód wpłaty za czesne oraz poczynić wymagane formalności w celu kontynuacji nauki. Kolejka była długa, ale czas mi upływał na przyjemnej konwersacji. Tuż przed wejściem stwierdziłam, że wpłaciłam za mało pieniędzy, bo była podwyżka czesnego. Blaz nie zastanawiając się ani chwili wypisał mi czek na brakującą, niewąską sumę pieniędzy.

Byłam lekko zdeterminowana, więc czek przyjęłam, obiecałam dług oddać i poszłam do banku. Bank był nieczynny, więc wróciłam z powrotem  na uczelnię z niezrealizowanym czekiem w garści. Okazało się również, że podwyżka mnie nie dotyczyła i dodatkowe pieniądze nie były mi potrzebne. Jednak Blaza już na korytarzu nie było. Postanowiłam jakoś go odnaleźć.

- No ale po co? Przecież nie zrealizowałaś tego czeku.
- Nie zrealizowałam, ale byłam pewna, że chodzący z głową w chmurach Blaz prawdopodobnie nie zauważy, iż pieniędzy na koncie mu nie ubyło, bo nie przywiązywał wagi do tak przyziemnych spraw, jakimi są wyciągi z banku.
Na drugi dzień udałam się do jego kościoła. Tam miła pani mi powiedziała, że Blaz wrócił do Hiszpanii.
-  Tylko mi nie mów, że zdobyłaś jego adres i wysłałaś czek listem poleconym.
- Lepiej. Schowałam czek do portfela, żeby się nie zgubił i żebym miała go zawsze przy sobie tak na wszelki wypadek. I wyobraź sobie, że ponad dwa lata później wyszłam w pewną niedzielę na spacer do Parku Boulogne. Nagle spojrzałam przed siebie i aż przystanęłam ze zdziwienia. Na ławeczce siedział  Blaz.

-  Blaz! Cześć! Człowieku, tyle czasu minęło!
 Blaz wstał i przywitał się jak dżentelmen.
-  Blaz, co słychać? Nie widzieliśmy się z jakieś trzy lata!
-  Tak, byłem w Hiszpanii...
Zaczął opowiadać co się z nim działo. Był niby taki sam, ale nie widziałam już w jego oczach tej ciekawości, tego blasku. Uciekał ode mnie wzrokiem. W pierwszej chwili pomyślałam, że w jego życiu wydarzyło się coś przykrego.
- O rany....Blaz! - krzyknęłam nagle, bo dotarła nagle do mnie przyczyna tego chłodnego dystansu. - Blaz, przecież ja mam coś dla ciebie! Słuchaj, pamiętasz, pożyczyłeś mi pieniądze na czesne?
- Taaak - powiedział zgaszony.
- No więc Blaz, masz, oddaję ci to.
I wyjęłam z portfela wyświechtany już czek od niego.
 - Widzisz, nie zrealizowałam tego czeku. Proszę,  z powrotem ci go oddaję...

Wrażliwcy żyją także na Marsie

W naszej kulturze panuje stereotyp, że to kobieta, jako płeć piękna i słaba zarazem, ma prawo do wrażliwości. Mężczyzna wzruszać, ani tym bardziej płakać nie powinien, bo to by było objawem słabości emocjonalnej. Jednak u mężczyzn, tak jak u kobiet są twardziele, ale są i osobniki o wrażliwym sercu. Jeśli więc będąc na wakacjach spotkasz atrakcyjnego mężczyznę, wysportowanego i elokwentnego i nagle okaże się, że on wzrusza się losem bezpańskiego psa i śmietnikowego, głodnego kota, jeśli przygarnia trzech swoich kolegów, bo nagle musieli się wynieść ze swojego wynajętego mieszkania, czy jest wolontariuszem w schronisku dla bezdomnych, to nie znaczy, że ma jakiś defekt. Te sytuacje świadczą tylko o tym, że wierzy, że ludzie są dobrzy, a zwierzęta, to są stworzenia boże.

Kiedy spojrzałam w oczy Blaza oddając mu niezrealizowany czek, utwierdziłam się  w przekonaniu, że  jest wrażliwym człowiekiem o dobrym sercu. W jego oczach ujrzałam wielką, szczerą radość, iż utwierdził się w przekonaniu, że ludzie nie są źli... Natomiast ja czułam się tak, jakbym mu zwróciła zamiast pospolitego, bankowego czeku najcenniejszy skarb na ziemi.

Wrażliwy mężczyzna na wagę złota...

Zamiast więc omijać mężczyzn wrażliwców wielkich łukiem, spróbujmy ich zrozumieć. Wejdźmy na ich tory myślenia, aby móc pojąć świat tak jak oni. Będzie to na pewno wartościowe doświadczenie, bo  pokaże nam inny kontekst pojmowania relacji międzyludzkich.

Nie bójmy się zatrzymać, pomyśleć i zrozumieć inny sposób widzenia świata. Będziemy bogatsze i bardziej wartościowe. Jeśli okaże się po wakacjach, że TO NIE TEN, zyskajmy przyjaciela. Pamiętajmy o starej, sprawdzonej maksymie: traktujmy innych tak, jakbyśmy chcieli być traktowani. I nauczmy się szukać ciepła u mężczyzn.

sobota, 24 sierpnia 2013

" z jednego garnka " czyli tanie gotowanie

Tanie gotowanie to wielka sztuka. Jednak z tekstu poniżej dowiesz się jak niewielkim kosztem przygotować pyszny i syty posiłek z przystawkami. Warto stosować kulinarne triki po to, by mieć więcej w portfelu. Spróbuj!

- Bigos gotujesz? Znowu? Tamten spaliłaś? - zapytał zaintrygowany Małżonek Osobisty wchodząc do kuchni.
- Nieee... - machnęłam ręką.
- To co to? Zupa dla wszystkich sąsiadów? - drążył dalej odkrywając 5 litrowy garnek.
- Nieee... - machnęłam ręką znowu.
- No nie wmówisz mi, że to co widzę nie jest zupą.
- Nie jest. W tym ganku są mój drogi trzy potrawy.
- Aaaa, znaczy oszczędność czasu i pieniędzy. Jak mogłem się nie domyślić...
- Nie kpij, kochany, nie kpij. Zadzwonił Kacper i zaprosił nas na week-end do domku na działce. Pogadałam z Dorotą, ona dba o zaopatrzenie, a na mnie padło gotowanie. 

- No fajnie. Wykupiłem w ramach oszczędności „mały prąd" w elektrowni, ale coś mi się zdaje, że 50 zł  śmignie jak Hackelbery.
- Nie marudź, jak nie wiesz. Lepiej pochwal mnie za pomysłowość. Ty wiesz, co w tym ganku się kluje?
- No..?
- Sałatka jarzynowa, mięsna galaretka, drugie danie oraz wywar na 3 zupy.
- Jasne...
- Nie szydź, tylko popatrz na składniki

Na sałatkę:

10 marchewek
5 pietruszek
średni seler

Na galaretkę:
porcje rosołowe sztuk 2 lub trzy

Na obiad:
Udka kurze (ilość sztuk=ilość domowników)
Do wody wrzucasz najpierw porcje rosołowe oraz nogi i zagotowujesz. Zbierasz z wierzchu ścięte białko, następnie wrzucasz obrane warzywa oraz...

przyprawy:

sól
zielony pieprz ziarnisty
lubczyk
Po 15 minutach wyjmujesz drób, żeby się nie rozgotował oraz przysmażasz go na patelni posypujesz ulubioną przyprawą na drugie danie. Wywar z porcjami gotujesz półtorej godziny. Po czym wyjmujesz...
... warzywa i kroisz na sałatkę jarzynową,
...porcje i 1 marchewkę z pietruszką  kroisz do galaretki (wiadomo-żelatynę rozpuścić w wywarze a pozostały wywar dzielisz na części i zamrażasz.
- Wiesz co Klaudia, jestem na to za głupi.
- To nie ma nic z głupotą wspólnego, mój drogi. Czasami wystarczy tylko zwolnić  zacząć myśleć praktycznie, żeby zminimalizować koszty. A przy okazji będziemy „ecotrendy"...Każdy jest zdolny do tego...

poniedziałek, 4 lutego 2013

konkurs !!!!!

Drodzy Moi Czytacze. Może zauwżyliście, że oprócz poradnika piszę też inne rzeczy, na przykład recenzje.
Mój magazyn (bo mój ci on ;) zafundował dzisiaj konkurs, w którym można wygrać ksiażkę, recenzję której napisałam ja (co za zbieg, co za zbieg ;).
Zatem jeśli nie macie jeszcze pomysłu na lekturę na zimę, ferię, dla mamy, siostry itd możecie skorzystać z tej  okazji. Jeśli nie to przynajmniej udostępnijcie ten link na swojej stronie na fb, please

                                              link do konkursu w obrazku jak zwykle





poniedziałek, 28 stycznia 2013

kiedy swiat nienawidzisz za całokszałt

- Co robisz? - zapytał Małżonek Osobisty, zaintrygowany moimi nerwowymi ruchami przy stole.
- Składam laptopa.
- Po co?
- Odłożę go na szafę.

Mąż obrał pozycję siedzącą na kanapie.

- Wirusa złapał?
- Nie.
- Coś ci się zepsuło?
- Nie.
- Głowa cię boli?
- Nieee. No nie drąż proszę cię...
- To w czym ci biedak zawinił? - Małżonek drążył dalej z uporem maniaka.
- O rany. W niczym. Postanowiłam po prostu dać sobie spokój z pisaniem.

- Hehehe..

- Co tu jest takiego śmiesznego?
- Nic. Absolutnie... Za pół godziny z powrotem będziesz go ściągać?
- Nie. Nie będę go ściągać ani za pół godziny, ani za godzinę. Robię sobie odwyk.
- Łaaał... Do wieczora? - zachichotał Osobisty.
- To wcale nie jest śmieszne! - warknęłam
- Jestem śmiertelnie poważny...
- Nie żartuj sobie z poważnych spraw!
- Nie żartuję ...
- Żartujesz, jak zwykle zresztą. Świat mnie rozumie na opak, a osobisty mąż robi sobie z tego żarty...
- Taaa... - westchnął Małżonek kładąc się z powrotem na kanapie przed telewizorem - Zrób dzieciom kolację.
- Jasne, ja tylko do garów się nadaję...
- Jezu, kobieto, jest ósma wieczorem!
- Oczywiście... Zaraz powiesz, że nikt cię nie kocha...
- A tak w ogóle to dobrze się czujesz?
- No i to nie jest rasowe czepianie się?
- Ja się czepiam? Chyba dzisiaj z tobą nie pogadam.
- A o czym to niby byś ze mną chciał pogadać, co?
- O recyklingu.
- No i mówisz, że ze mnie nie kpisz ...
- Milczę.
- No odpowiedz, proszę, miej odwagę cywilną!
- Milczę.
- Jasne, najlepiej umywać ręce od wszystkiego...
- Milczę...
- Nosz kurcze, przecież...

To wcale nie jest śmieszne!

Chociaż na zespół napięcia przedmiesiączkowego (Premenstrual Syndrome - PMS), czyli zespół objawów psychicznych, fizycznych i emocjonalnych występujący od kilku do kilkunastu dni przed menstruacją, cierpi co czwarta kobieta, nie jest to dla ciebie żadna pociecha. Nie pomaga także świadomość naukowego wytłumaczenia tego stanu. Bo kiedy nastaje ten czas wchodzisz w inny wymiar rzeczywistości. Masz wrażenie, jakby w twoim ciele i duszy zło gromadziło się przez cały miesiąc i pod koniec cyklu wylewało się w postaci żalu do świata i ludzi. Teoretycznie nie powinnaś się przejmować, bo jest to okres przejściowy i nie ma nic wspólnego z depresją, czy nerwicą. Teoretycznie ludzie z twojego najbliższego otoczenia powinni unieść się ponad to i być wobec ciebie pobłażliwi. Ale w praktyce nie możesz wytrzymać sama ze sobą, a najbliżsi mają czasami cię normalnie dość, albo gorzej, kpią z twoich irracjonalnych reakcji, co doprowadza cię do szału.

Świadomość problemu, to połowa sukcesu 


Chcąc poradzić sobie w ten trudny czas, powinnaś wiedzieć coś więcej na ten temat. Często bowiem uspokojenie i wytłumaczenie istoty dolegliwości jest paradoksalnie dobrym panaceum. Syndrom PMS jest skutkiem zaburzeń hormonalnych pod koniec cyklu miesiączkowego - nadmiernej produkcji estrogenów przy niedoborze progestagenów. Zaburzenia te obejmują dwie sfery:

Emocjonalną - w tym okresie wzmaga się nerwowość, agresja, depresja, drażliwość, zmienność nastrojów, trudna do opanowania płaczliwość, ospałość, senność, lękliwość, brak ochoty na seks, nasilenie apetytu, zwłaszcza na słodycze (ewentualnie także na potrawy ostre i słone), spadek poczucia własnej wartości.

Fizyczną - może wystąpić obrzęk piersi, obrzęk nóg, wzdęcia, uczucie ociężałego i pełnego brzucha, bóle brzucha, zaparcia lub biegunki, zawroty głowy, omdlenia, mdłości, bóle stawów, trądzik i pokrzywka na skórze, nasilenie uczuleń, kołatanie serca.

Jak sobie pomóc?

Mimo, że walka z hormonami nie jest równa, jest kilka sposobów, które pomogą ci przetrwać te ciężkie dni. Jednym z nich jest „witaminowe doładowanie".

W tym trudnym okresie sięgaj częściej po produkty bogate w witaminy z grupy B. Ich niedobory mogą powodować zaburzenia nerwowe i schorzenia układu nerwowego (stąd nerwowość, depresje i kołatanie serca). W dużych ilościach znajdziesz je w produktach sojowych oraz zbożowych: ciemne pieczywo, grube kasze, np. jaglana, kiełki pszenicy (witaminy B1, B6), a także mlecznych: maślanka, ser, mleko oraz mięsnych (witaminy B2, B6). Zwróć szczególną uwagę na witaminę B6, która m.in. stymuluje wątrobę do likwidacji nadmiaru estrogenów, a przez to pozwala utrzymać ich właściwy poziom w organizmie.

Z kolei witamina E, również obecna w olejach roślinnych, kiełkach pszenicy, orzechach i ciemnozielonych warzywach liściastych, pomoże jeśli dokucza Ci bolesność piersi (wielu kobietom pomaga także złagodzić bolesne miesiączki). Źródłem potrzebnego Ci kwasu foliowego są również zielone warzywa liściaste, kiełki zbóż, cytrusy, banany, mango i daktyle.

Jeśli zauważyłaś, że w pod koniec cyklu cierpisz na wilczy apetyt, pamiętaj, by starać się kontrolować zjadane ilości. Nie stosuj restrykcyjnej diety, ale także nie pozwalaj sobie na zbyt wiele. Najlepiej licz zjadane kalorie i zadbaj o to, aby nie zjeść więcej niż ok. 200-500 kcal ponad to, co zjadasz zazwyczaj.

Jeśli natomiast masz permanentną ochotę na słodycze, wiedz, że sacharoza (cukier którym słodzimy) powoduje utratę magnezu, a ty właśnie teraz bardzo go potrzebujesz. Pierwiastek ten, nie bez przyczyny, nazywany jest „antystresowym". Możesz być pewna, że jego niedobory wyraźnie nasilą u ciebie negatywne objawy symptomu PMS. Podobnie jest z żelazem, którego duże ilości tracisz podczas miesiączki. Warto zatem do diety wprowadzić chude mięso, wędlinę, pieczywo pszenne, kaszę. Możesz także przed snem wypić lampkę czerwonego wina.

Kiedy uważasz, że nie potrafisz sobie poradzić z dużym łaknieniem, oto kilka przekąsek, na które możesz się skusić bez dużej szkody dla twojej sylwetki:
- jogurt naturalny (możesz do niego dosypać musli lub płatki owsiane);
- niesolone orzeszki;
- pestki słonecznika oraz dyni;
- niesolony popcorn;
- grahamki;
- surowe warzywa;
- jabłka i inne owoce;
- rodzynki, suszone morele i inne suszone owoce;

Jeśli do tej pory stroniłaś od ćwiczeń i ruchu na świeżym powietrzu, a zamiast wchodzić po schodach, jeździłaś windą to czas to zmienić. Tym razem nie chodzi tylko o poprawienie twojej sylwetki, ale o komfort fizyczny i psychiczny. Ruch bowiem, pod każdą postacią, pozwoli ci rozluźnić mięśnie i złagodzi objawy zespołu napięcia.

Znajdź więc takie ćwiczenia, które będą ci sprawiały przyjemność i poświęć na to trochę czasu. Wystarczy 25-30 minut ćwiczeń (najlepiej na świeżym powietrzu), 3-5 razy w tygodniu.

No i na koniec kwestia używek. Kawa, herbata, kakao, napoje energetyzujące pobudzają system nerwowy zwiększając rozdrażnienie. Dodatkowo, zawierają one kwas szczawiowy, który ogranicza wchłanianie składników mineralnych m.in. żelaza. Najlepiej gdybyś przynajmniej na ten okres wykluczyła wymienione napoje ze swojego jadłospisu. Zastąp je herbatkami owocowymi lub ziołowymi, np. z rumianku. Swoje pragnienie możesz zaspokoić także sokami owocowymi, warzywnymi i wodą. Znakomite są też fermentowane napoje mleczne (kefiry, jogurty), które regulują pracę przewodu pokarmowego dzięki zawartych w nich żywym kulturom bakterii. Są tez bogate w wapń i fosfor, przez co korzystnie wpływają na pracę układu nerwowego.

czwartek, 24 stycznia 2013

nie trac głowy z bolu

- Klaudia, masz w domu jakieś dobre tabletki na ból głowy? - usłyszałam w słuchawce zamiast klasycznego „cześć".

- Pewnie mam jeszcze jakiś paracetamol - tym razem ja zastąpiłam poczciwe „Cześć, co słychać?"

- Ma, paracetamol ! - Dorota sparafrazowała moją odpowiedź informując Kacpra.

- Pa-ra-ce-ta-mol? - jęknął w tle bas męski - A nie ma czegoś bardziej skutecznego?
- Nie masz czegoś bardziej skutecznego? - powtórzyła tym razem dokładnie Dorota.
- Nie wiem. Zobaczę i zaraz do was zejdę.

- Mam jeszcze panadol. - podałam pudełko z ostatnią tabletką - ale nie mam więcej.

- O, to może być! - Kacper się rzucił na prawie puste pudełko - Głowa mnie boli jak nie wiem co! A mam zlecenie i muszę siedzieć do późnej nocy. Może przejdzie po jednej..

- Masz tu jeszcze paracetamol.
- Nie chcę, jak mam się truć, wolę łykać sprawdzone leki.
- Kacper, ale przecież to jest to samo!!! Tylko kosztuje prawie o połowę mniej.
- No co ty? - Kacper wziął do ręki pudełko i porównał skład - Faktycznie.

- Wiedziałam, że się nabierzesz na tak zwane ładne pudełko. Dlatego skserowałam ci wykaz leków przeciwbólowych i przeciwgorączkowych ze składem chemicznym, żebyś mógł sobie na spokojnie porównać „moc sprawczą" każdego specyfiku.

Leki przecibólowe - skład chemiczny

CODIPAR
   > paracetamol 500 mg

PANADOL
   > paracetamol 500 mg

PARACETAMOL
   > paracetamol 500 mg

APAP
   > paracetamol 500 mg

APAP Extra
   > paracetamol 500 mg
   > kofeina 65 mg

APAP Noc
   > paracetamol 500 mg
   > chlorowodorek difenhydraminy 25 mg

COLDREX Maxgrip C
   > paracetamol 500 mg
   > kofeina 25 mg
   > chlorowodorek fenylefryny 5 mg
   > kwas ascorbowy 30 mg
   > wodzian terpinu 20 mg

GRIPEX
   > paracetamol 325 mg
   > chlorowodorek pseudoefedryny  30 mg
   > bromowodorek dekstrometorfanu  10 mg

Gripex Max
   > paracetamol 500 mg
   > chlorowodorek pseudoefedryny 30 mg
   > bromowodorek dekstrometorfanu 15 mg

GRIPEX Noc
   > paracetamol 500 mg
   > chlorowodorek pseudoefedryny 30 mg
   > bromowodorek dekstrometorfanu 15 mg
   > meleinian chlorfeniraminy 2 mg

GRIPEX Hot Activ
   > paracetamol 650 mg
   > kwas ascorbowy 50 mg
   > chlorowodorek fenylefryny

THERAFLU
   > paracetamol 650 mg
   > chlorowodorek fenylefryny 10 mg
   > meleinian feniraminy 20 mg

FERVEX
   > paracetamol 500 mg
   > kwas ascorbowy 200 mg
   > meleinian feniraminy 25 mg

IBUM
   > ibuprofen 200 mg

IBUM Forte
   > ibuprofen 400 mg

IBUM Extra
   > ibuprofen 200 mg
   > chlorowodorek pseudoefedryny 30 mg

IBUPROM
   > ibuprofen 400 mg

IBUPROM Zatoki
   > ibuprofen 200 mg
   > chlorowodorek pseudoefedryny 30 mg

MODAFEN
   > ibuprofen 200 mg
   > chlorowodorek pseudoefedryny 30 mg

NUROFEN Forte
   > ibuprofen 400 mg

NUROFEN Ultra Forte

   > ibuprofen 400 mg

sobota, 19 stycznia 2013

ryan knighton " zapiski niewidomego taty " recenzja ksiazki

„Zapiski niewidomego taty” to książka o determinacji młodych rodziców. Jej bohater – Ryan Knighton – próbuje okiełznać rzeczywistość najeżoną przeciwnościami natury technicznej. Towarzyszymy mu w jego emocjonalnych wzlotach i upadkach, w pełnieniu roli ojca i męża. Zawarta w „Zapiskach…” treść niesie przesłanie, że warto walczyć o szczęście, mimo przeciwności losu, ponieważ każdy ma do tego szczęścia prawo, bez względu, czy jest ułomny, czy nie.

Jeśli macie czas i ochotę przeczytać, co sądzę o tej książce, przeczytajcie kolejną moją recenzję (Klik w obrazek)




czwartek, 17 stycznia 2013

A może misiaczka?


Szare zimowe popołudnie. Śnieg z deszczem pada za oknem. Leżę  sobie  okryta kocykiem na kanapie rozwiązując krzyżówkę, a obok mnie Małżonek Osobisty przy laptopie po uszy zanurzony w internecie.

Nagle odrywam ZAGADKĘ NIEROZWIĄZYWALNĄ:

- Mężu, jak się inaczej nazywa kac?

- Co ????? - mruczy Małżonek Osobisty znad laptopa

- Słuchaj, jaki jest synonim wyrazu "kac".? Na cztery litery.

- Kurcze, nie wiem. Są litery? - mąż odrywa wzrok od monitora zaintrygowany nagle pytaniem

- Tak. Druga " a ".

- Nie wiem. No nie wiem ...... Hm.....

****

Dziesięć minut później.

Przygotowuje kawę w ciszy i namaszczeniu. Nagle pada strzał.

- A by cię!!!

- ????? - rzucam pytanie oczami w stronę męża

- Idź ty... Kac na cztery litery... Wariata z człowieka robisz normalnie....

- ????!!!!! - trwa dalej zabawa w mima

- Zawsze po winie.... Kara, kobieto, KARA!!!!!


PS Zaznaczam, że nie znoszę tak zwanej wody bez gazu. W formie czystej, bo..... Może wam opowiem coś ...
Było to tak.......

- Są rzeczy na ziemi i niebie, które nie śniły się nawet filozofom - rzekła Dorota - wlewając wodę do czajniczka z zieloną herbatą.

- Doris, może nie zieloną - krzyknęłam w kierunku kuchni wyczuwając aromat tego zielonego ohyctwa, o pardon, tej herbaty, która czyni w organizmie cuda natury medycznej

- Ups.... zapomniałam, że nie jesteś fanką tego napoju. Może Coli?

- Nie. Wystarczy mała czarna z cukrem.

- Ok. Mówisz masz. - Dorota postawiła herbaciano - kawowy wypas na stoliku. Nastawiła Mozarta i wyjęła z szafki dyżurne maślane ciasteczka - Jak on mógł. Tyle siedzenia na nadgodzinach, w domu po nocach nad projektem, a tu masz...... Przychodzi taka pańcia z nogami do szyi i uśmiechem od ucha do ucha i spija całą śmietankę.... A propos śmietanki. Może mała wielka bomba kaloryczna na pociechę.....

- Żadna jakaś tam pospolita bita śmietana - Agata, nasza nowa sąsiadka, wyrosła jak spod ziemi - sorki, było otwarte...... Dorotko, tak mi przykro. Szefowie tak mają, że są ślepi na jedno oko i ucho..... Proszę, przyniosłam ci na pociechę..

Agata wyciągnęła miseczkę żelowych miśków

- Dzięki, rzeczywiście tego mi brakowało w tej chwili. Smaku żelków w ustach .....

- Ale to nie są takie zwykłe .....

- Ależ skąd! Gdzież bym śmiała szydzić z żelków w rozmiarze XXL...

- Dorota, nie kpij, tylko się poczęstuj.....

Dawaj, wyciągnęłam rękę po miśka, by uciąć tę jałową dyskusję....

- O, żesz, jakie to dobre.... Czekaj, czuję malinówkę, przysięgam.... spróbuj Doris.

Dorota bez zapału włożyła do ust cukierka i zastygła w bezruchu.

- Co to jest?

- Żelki z prądem. Dobre, nie?

- Nawet bardzo. Gdzie się takie kupuje? Doskonale imitują smak owocu w alkoholu.

- Ich się nie kupuje, tylko robi, moja droga

Jak zrobić miśki z prądem

Kupujecie miśki - żelki, tylko takie malutkie i zalewacie je w słoiku zwykłą czystą wódką , aby alkoholu było jakieś dwa centymetry ponad żelki.

Po godzinie zaczynacie "przemieszywanie" od czasu do czasu, aby miśki się nie posklejał.

Kiedy alkohol wsiąknie w żel, wysypujecie do miseczki i gotowe

Uwaga. Nie spożywać w nadmiarze, gdyż to grozi upojeniem ..... ;))))))

Smacznego

PS2
Kupiłam miśki, żeby wam zrobić i sfotografować......
Ale synki były pierwsze ........







wtorek, 15 stycznia 2013

Dialogi na cztery nogi

Północ.

W tle: trrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr………

- Ja dobrze słyszę obok traktorek? – rzekłam była do Małżonka Osobistego kładąc się spać

- Tak. Na mojej głowie… – warknął był Małżonek – Weź go do diabła. Jak nie w nogach mi leży, to na głowie. Normalnie fisia można dostać. Ten kot jest rozpieszczony jak dziadowski bicz……..(ble, ble…..)

- Gadasz jak stara baba…..

- Nawet mnie nie denerwuj…. Kotu wszystko wolno. Z wami śpi, z wami je. Żadnych zakazów……(ble, ble….)

- Kocie spadaj stąd, bo pan się rozkręcił jak podblokowa plotkara i nie skończy ( ) do rana.

Reality show pt. „Jak rozpieszczaMY  kota”









sobota, 11 sierpnia 2012

JAK WYCHOWAĆ SZCZESLIWE DZIECKO - RECENZJA


Co powiedzielibyście na to, aby zaprogramować szczęście waszemu dziecku już w łonie matki?
Nie chodzi tu oczywiście o żadną magię, tylko o to, żeby już w czasie ciąży tak wpłynąć na jego rozwój, aby umiało czerpać z życia to, co najlepsze.
Jesteście ciekawi, czy można stymulować bodźcami z zewnątrz, aby rozwinąć u dziecka na przykład talent muzyczny, albo zdolność do uczenia się języków obcych?
Jeśli tak, to zapraszam do kliknięcia w obrazek i  przeczytania recenzji  książki John`ego Medina pt. „Jak wychować szczęśliwe dziecko”, która jest mojego autorstwa.




Lajkowanie nie jest zabronione ;)


piątek, 10 sierpnia 2012

HEJ, HEJ

Witam i o zdrowie pytam.
Wróciłam z urlopu. !! godzin jazdy i k********* jak nie lało to wiało, jak cholera.

dajcie mi chwilkę, ogarnę się z prania i sprzątania i odświeżę listę.

dziękuję nieznanym mi dziewczynom :) za wkład

poniedziałek, 9 lipca 2012

CHYBA NAM WSZYSTKIM ZA GORACO ....

Podczas upału mają miejsce epizody, padają zdania, które w rześkich warunkach by nie padły.
Chyba .... .
Na przykład taki mój Małżonek Osobisty. Facetem jest, zatem myśli strategicznie....
Wyśmiewa się ze mnie, kiedy obrazuję ręką falbany w letniej bluzeczce....oj matko, rozmawiając przez telefon.... ale czy to ważne takie.......?
No właśnie. WŁAŚNIE !
Małżonek wychodzi z garażu do domu.
- Mężu, zadzwoń do Aśki (sąsiadki zza płota), bo chciała, żebyś jej kupił w Biedronce zgrzewkę napoju, tylko nie wiem jakiego. 
Wchodzi do sionki...raz, dwa, trzy....wychodzi
- Telefon masz w domu.....
- Wiem, wiem, ale zobaczyłem w szybie, że jestem smarem ubrudzony na policzku, muszę najpierw to zmyć....
No dobra, żeby nie było, żem złośliwa.
Zgotowałam obiad w to letnie piekło, taki solidny, dwudaniowy....
- Dzieeeeci obiaad!!!!!!!!
- Męęężuuu obiaaaad!!!!!!!
Otwieram okno
- Koooot do dooomu!!!!! Obiaaad
....
- Hehehehe - rozległo się zza płota z prawej i z lewej...
No co, no.............



NO  A  PO  CO  SIE  MA  NIBY  KOTA  ???
(Światkotów.pl)


;)))))))